Atom i ja

W 1990 r wziąłem udział w manifestacji przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu. Pamiętam dobrze, bo był to okres, w którym wchodziłem w dorosłe życie. Byłem po maturze, po pierwszym głosowaniu do sejmu i senatu, wreszcie można było manifestować bez obawy interwencji ZOMO i wydawało się, że wszystko stało się możliwe, że każdy może odnaleźć swoje miejsce w życiu, że władza będzie wobec nas uczciwa.

Juan Gris – Portret Picassa 1912

Cztery lata wcześniej miała miejsce katastrofa w Czarnobylu. Obszar wielkości blisko 150.000 km2 na pograniczu Ukrainy, Białorusi i Rosji został napromieniowany, a chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie. Oficjalne komunikaty mówiły początkowo o francuskiej próbie atomowej na Atolu Mururoa na Pacyfiku, potem o nieznacznym wycieku substancji radioaktywnych, a potem o propagandowej kampanii państw zachodnich wyolbrzymiających problem.

Ponieważ ówczesna władza była pozbawiona autorytetu i nikt jej wówczas nie wierzył, łatwo było w 1990r głosować w referendum przeciwko budowie takiej elektrowni.

Dziś, po latach oglądam spoty reklamujące energetykę jądrową pt. Poznaj atom. Ministerstwo Gospodarki rozpoczęło 29 marca br dwuletnią kampanię informacyjno-edukacyjną mającą nas przekonać do tego rodzaju energii.

W spotach słyszymy między innymi:

W Europie znajduje się ponad 180 czynnych reaktorów,

Z energii jądrowej korzystają prawie wszyscy sąsiedzi Polski,

Czy jest, aż tak bezpieczna i czysta, że nie boją się o swoje zdrowie i środowisko?

Skoro ta energetyka jest tak powszechna i nikt nie boi się o swoje zdrowie i środowisko, to faktycznie nie ma o czym mówić. Budujmy.

Poszukałem jakiś danych na ten temat.

Znalazłem, że w 2010r najwięcej w Europie (nie licząc Rosji) elektrowni atomowych posiadały:

Francja 58 szt, Wielka Brytania 19 szt, Niemcy 17 szt, Ukraina 15 szt, Szwecja 10 szt, Hiszpania 8 szt, Belgia 7 szt, Czechy 6 szt, Szwajcaria 5 szt,

oraz w mniejszych ilościach: Węgry, Holandia, Słowacja, Słowenia, Litwa, Finlandia, Bułgaria, Rumunia.

Bez elektrowni atomowych w Europie wciąż pozostawały: Norwegia, Austria, Włochy, Portugalia, Grecja, Irlandia, Dania, Estonia, Łotwa, Luksemburg, Macedonia, Albania, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Mołdawia, Białoruś, oraz Polska.

W 2011 r po awarii elektrowni atomowej Fukushima w Japonii rozgorzała dyskusja dotycząca przyszłości tego rodzaju energetyki i w jej wyniku:

Niemcy zdecydowały się zamknąć swoje elektrownie atomowe do 2022r,

Szwajcaria wycofa się z nich do 2034r,

Belgia rozpocznie proces rezygnacji z atomu w 2015r,

Włochy zrezygnowały z planów budowy takich elektrowni, ale dyskusja w Europie chyba się jeszcze nie zakończyła.

I tu się zastanowiłem.

Więc ta energetyka nie jest w Europie powszechna? Są wobec niej wątpliwości? Są kraje, które chcą się z niej wycofać?

Prezentowane spoty sprawiły na mnie inne wrażenie.

Taki bezkrytyczny materiał sprawił na mnie wrażenie manipulacji.

Ponownie, jak ponad 20 lat temu poczułem, że ktoś mi nie mówi wszystkiego.

Być może zwolennicy energetyki jądrowej mają racje, ale chciałbym się o tym przekonać w wyniku rzetelnie przekazywanych informacji, a nie informacji noszących znamiona materiału propagandowego.

Mam nadzieję, że dalsza część kampanii zostanie poprowadzona w stylu umożliwiającym wyrobienie sobie zdania. Jako obywatel, mam prawo do pełnej i rzetelnej informacji, oraz mam prawo, aby traktowano mnie jako podmiot a nie jako przedmiot kampanii.

Artykuł opublikowano dnia 18 kwietnia 2012 na MediaRP http://www.mediarp.pl/spoleczenstwo/atom-ja-20917,1804.html

Pareidolia

Wreszcie wiosna nadeszła.

Wiem, że formalnie to wiosna już z nami od paru tygodni, ale dopiero teraz poczuliśmy ciepło.

Poszedłem na spacer, poczułem zapach lasu, zobaczyłem jak rozkwitają kwiaty, ucieszyłem się na widok ptaków szybujących nad lasem i spojrzałem w chmury.

autor: Mark Rothko - Bez tytułu 1948

Na niebie zaś zobaczyłem powoli przesuwającą się Afrykę, hipopotama, twarz Mona Lisy, szczyty Tatr, stado owiec i … wciągnęło mnie to oglądanie.

Można było tak patrzeć, obserwować i kojarzyć.

Potem spojrzałem na korę sosny, potem na nurt rzeki, a ze wzgórza na miasto i otaczające je lasy.

W podmuchach wiatru poruszające się korony drzew i trawy łąk sprawiały wrażenie rozwiewanych, krótkich włosów. Przypominały sierść.

Pamiętam, gdy kiedyś stałem na molo w Sopocie i spoglądałem na poruszająca się taflę wody zobaczyłem w niej żywą skórę z wieloma żyłkami.

Takich skojarzeń doświadczają też niektóre osoby patrzące w ogień lub dym kadzidła.

Czasem, aż miło dać się porwać takiemu miłemu nurtowi skojarzeń.

Zjawisko to nazywa się pareidolią.

Nasz umysł wciąż stara się uporządkować płynące informacje. Wciąż stara się nadać im jakiś sens. Dlatego podpowiada nam kształty, obrazy i skojarzenia, które jesteśmy w stanie zrozumieć.

Czasem wydaje nam się, że to czyjaś twarz, jakaś znana postać lub przedmiot.

Ze zjawiskiem pareidolii mieli do czynienia mistycy różnych religii, szamani a także wróżbiarze.

Jednym przydarzało się to spontanicznie, a inni korzystali z niej świadomie.

Tak czy inaczej, miło jest zapomnieć na chwilę o PKB i „zielonej wyspie” a zamiast tego pospacerować po lesie, poobcować z przyrodą i odnaleźć w niej przebłyski duchowości.

Ślepota na zmiany

Co się stanie gdy wrzucimy żabę do gotującej się wody?

Żaba będzie chciała jak najszybciej z niej wyskoczyć.

Co jednak się stanie gdy wodę o zwykłej temperaturze, w której pływa żaba zaczniemy podgrzewać?

Nic, żaba się ugotuje.

Oczywiście nie polecam, aby to sprawdzać osobiście. Zaufajmy tu obiegowej opinii na ten temat.

autor: Paul Gauguin – Sjesta 1894

Ale jak jest z nami?

Czy zawsze reagujemy na zamiany?

Czy zawsze jesteśmy świadomi wszystkich zmian, które nieustannie zachodzą wokół nas?

Czy zawsze zauważamy najważniejsze dla naszego życia wydarzenia?

Czy jesteśmy całkowicie świadomi?

W psychologii występuje zjawisko, które określa się ślepotą na zmiany.

Zaobserwowano je w trakcie wielokrotnie przeprowadzanego w różnych warunkach i na różnych grupach eksperymentu. Ustalono, że nie jesteśmy w stanie zaobserwować wszystkich zmian, które się dokonują w naszym otoczeniu. I to nie byle jakich zmian. Chodzi nawet o te zmiany, które dzieją się w polu naszego widzenia.

Spektakularnym przykładem jest eksperyment, w którym: prowadzący rozdał kilkunastu uczestnikom pewien formularz do wypełnienia, po czym nie informując o tym uczestników, zamienił się z kolegą, który zebrał te formularze zamiast niego. Badanie wykazało, że około 75% uczestników nie zauważyło zamiany prowadzącego mimo, że wyglądał inaczej i ubierał się w odmienny sposób . Uwaga uczestników była skupiona gdzie indziej.

Psychologia tłumaczy to zjawisko tym, że ślepota na zmiany pełni rolę adaptacyjną i chroni nas przed gromadzeniem zbyt dużej ilości danych. Nasz mózg nieustannie filtruje napływające informacje, co z jednej strony ułatwia nam bieżące funkcjonowanie, ale z drugiej strony powoduje, że duża część informacji umyka naszej uwadze.

Kto z tego korzysta?

Nagminnie korzystają z tego iluzjoniści. To właśnie stąd bierze się fenomen znikających lub pojawiających się w dłoniach przedmiotów, oraz wielu innych sztuczek.

Kto jeszcze?

Sprawny handlowiec rozmawia z klientem o tym co klienta interesuje, odpowiada na jego pytania, pozyskuje jego zaufanie, wspomina o części warunków opisanych w umowie i daje umowę do podpisu. W procesie sprzedaży handlowiec sprzedaje dwie rzeczy:

  • siebie, czyli swój wizerunek godnego zaufania fachowca, oraz
  • oczekiwania, czyli wyobrażenie klienta o produkcie lub usłudze, którą klient chce nabyć.

Uczciwy handlowiec da klientowi to czego on potrzebuje i nie sprzeda czegoś co klientowi nie jest niepotrzebne. Handlowcy z prowizyjnym systemem wynagrodzenia są nieustannie poddawani pokusie zmanipulowania klienta.

Ile razy zdarzyło się nam kupić coś w sprzedaży wiązanej? Coś czego nie zamierzaliśmy kupić idąc do maketu lub banku? Nigdy? Gratuluje, jesteś w mniejszości.

Gdzie jeszcze występuje to zjawisko?

Oczywiście w polityce. Co jakiś czas spotykamy się medialnym rozdmuchiwaniem wydarzeń lub informacji, które mają przykryć inne, istotne, ale kontrowersyjne decyzje. Korzystają z tego rządy, oraz partie walczące między sobą o władze. Bardzo dobrze można obserwować to zjawisko w trakcie kolejnych kampanii wyborczych. Istotne jest zorganizowanie elektoratu wokół emocji a nie wokół programów. Emocje łatwiej docierają do ludzi, niż kilkustronicowe programy opracowane przez ekspertów.

I niestety nie ma w tym nic niezwykłego.

Kilka kadencji temu, w jednym z programów publicystycznych marszałek sejmu z rozbrajającą szczerością przyznał, że hasła wyborcze są tylko na okres kampanii wyborczej a potem przychodzi czas rządzenia. Była to odpowiedź na pytanie, dlaczego zwycięska partia wycofała się ze swojej sztandarowej obietnicy rezygnacji z finansowania swojej działalności z budżetu państwa.

Niepokojące w tym przypadku jest to, że my społeczeństwo wciąż jeszcze mamy małą świadomość mechanizmów jakie rządzą polityką i być może nigdy nie uzyskamy pełnej świadomości o tych mechanizmach.

A jak bywa w domu?

Kochanie te ładne kwiatki są dla Ciebie, najpiękniejszej i najukochańszej kobiety mojego serca, a ten zapach to tylko trzy piwa, które z kolegami wypiliśmy.

albo

Kochanie jesteś taki słodki, męski i wspaniały. Popatrz jakie dziś sobie kupiłam modne buciki. Podobam Ci się? (i tu Ona robi słodkie oczka)

albo

Mamo, tato! Dostałem dziś szóstkę z angielskiego i piątkę z matematyki i podpiszecie mi uwagę za zachowanie. Padłem ofiarą strasznego nieporozumienia.

Nie od dziś wiadomo, że złe wiadomości należy przekazywać z dobrymi, aby zniwelować niekorzystny efekt tych pierwszych.

Już dzieci bywają tego świadome.

Przytłoczeni masą informacji i bodźców, płynących z naszego otoczenia często nie dostrzegamy rzeczy ważnych i istotnych. Wydarzenia gwałtowne, nagłe, wywołujące emocje często otępiają nasze zmysły. Przykrywają istotny przekaz. Nieustanny szum informacyjny powoduje, że spada ostrość naszej percepcji i stajemy się mniej uważni i bardziej podatni na manipulacje.

Wiele osób z tego korzysta, a może i my sami.

Spróbujmy jednak być w tym uczciwi i chrońmy się przed manipulacjami innych.

A żaba?

Żaba jest drastycznym przykładem takiej ślepoty.

Tylko czemu w naszym języku funkcjonuje powiedzenie:

No i jesteśmy ugotowani.

Artykuł opublikowano dnia 9 kwietnia 2012 na MediaRP http://www.mediarp.pl/spoleczenstwo/slepota-na-zmiany-19610,0904.html

Po prostu – deep democracy

Paradygmat głębokiej demokracji dr Arnolda Mindella:

To nie władza, lecz świadomość tego, co wydarza się w dynamice życia danej osoby lub grupy jest istotą demokracji, zaś każda osoba stanowi część większej całości, a jej doświadczenia są ważne oraz niezbędne dla rozwoju danej grupy i całego społeczeństwa.

autor: Franz Marc - Niebieski koń 1911

Byłem wczoraj na ciekawych zajęciach.

W dniu 4 kwietnia br w Ośrodku Psychologii Procesu PO PROSTU w Gdańsku Wrzeszczu odbył się otwarty proces grupowy, oparty o paradygmat głębokiej demokracji dr Arnolda Mindella, facyliowany przez Alicję Klein.

W procesie wzięło udział kilkanaście osób. Część z nich się nie znała i podobnie jak ja uczestniczyła w takich zajęciach pierwszy raz.

Na początku się przedstawiliśmy i powiedzieliśmy dlaczego tu przyszliśmy. Ja o psychologii procesu usłyszałem kilka lat temu, gdy przeczytałem książkę dr Arnolda Mindella pod tytułem Psychologia i szamanizm. Nadarzyła się okazja, aby poznać ludzi, którzy się tym pasjonują i przyjrzeć się tematowi z bliska, więc się pojawiłem.

Wspólnie wybraliśmy Wolność osobista, a normy społeczne na temat naszej wspólnej pracy z procesem.

Bardzo szybko dokonała się polaryzacja stanowisk. Część osób uważała, że normy społeczne są najważniejsze dla społeczeństwa i uzasadnione jest ograniczanie wolności jednostki, a inna część wybrała nieskrępowaną wolność osobistą jako wartość nadrzędną.

I tu można zadać pytanie: I co z tego?

Przecież na co dzień różnimy się w różnych kwestiach z różnymi ludźmi i co dziennie słyszymy polityków, którzy nieustannie prowadzą spory.

W moim odczuciu własnie w tym momencie zaczęła się praca z procesem.

Wyrażaliśmy swoje opinie, zajmowaliśmy stanowiska, obserwowaliśmy nasze emocje i … przyjmowaliśmy czasem poglądy strony przeciwnej. Zwłaszcza to ostatnie przyczyniało się do lepszego zrozumienia intencji drugiej strony. Lepiej też można było zrozumieć swoje emocje i zaobserwować, jak się czujemy z poglądem odmiennym niż nasz. Skłaniało to do różnych refleksji:

  • a może ten pogląd jest słuszny?
  • a może zweryfikuję swój pogląd i włączę do niego elementy z przeciwnego poglądu?
  • a może zbudujemy razem jakąś nową jakość?

No właśnie, czy strona przeciwna zasługiwała na takie miano? Na miano przeciwnika? A może coś nas łączyło?

Proces jest zjawiskiem dynamicznym i bardzo szybko pojawiła się grupa, która uważała się za całkowicie wolną od tych problemów. Stanęła ponad nimi i nie czuła potrzeby, aby toczyć spory o cokolwiek. Dała sygnał:

  • Jestem wolna.
  • Sama kierują własnym życiem, czy chcesz tego czy nie.
  • Twoje wysiłki uszczęśliwienia mnie są bezcelowe.

Niedługo potem powstała nowa grupa, która proponowała luźno zorganizowane i tolerancyjne społeczeństwo, które akceptowało różnorodność. Sygnalizowała:

  • u nas jest miejsce dla każdego, rownież dla Ciebie.

Przemieszczanie się pomiędzy tymi grupami-poglądami pozwalało spojrzeć na problem z innej perspektywy i lepiej go zrozumieć. Z czasem, stopniowo zaczęliśmy się do siebie zbliżać, choć nie wszyscy temu ulegli.

Pod koniec stała się ciekawa rzecz. Gdy pogląd regulacji norm społecznych znalazł się w znacznej mniejszości i nic nie zapowiadało, że osoby reprezentujące ten pogląd chociaż trochę go zmodyfikują, aby się zbliżyć się do wolnościowców (tak roboczo nazwałem tę grupę-pogląd), wolnościowcy odpuścili i przestali toczyć spór. Momentalnie nastała cisza. Widać było, że poczuli ulgę. Czuli się z tym dobrze i byli zadowoleni. Spór stał się bezprzedmiotowy, a regulatorzy stracili punkt odniesienia. Zostali sami. To było jak akt obywatelskiego nieposłuszeństwa, jak zamanifestowanie się wolności. Przyszedł mi wówczas na myśl Mahatma Gandhi i jego idea ahinsy. Walki bez przemocy. Przecież nawet największy tyran staje się nikim, gdy tylko przestajemy się go bać i czujemy, że w jedności jest nasza siła.

Jeszcze długo po tym procesie nasuwały mi się różne ciekawe refleksje. Proces okazał się bardzo inspirujący.

To co chcę szczególnie podkreślić w tej technice to sposób uzyskiwania consensusu. Przynależność do grupy reprezentującej jakiś pogląd nie była stała. Nieustannie następowały zmiany w składzie poszczególnych grup a i same poglądy wciąż ewoluowały.

Zdaje mi się, że zamanifestowała się idea głębokiej demokracji. Osoby biorące udział w procesie znalazły wspólny język i nastąpiło pomiędzy nimi zbliżenie poglądów. Zaistniał consensus.

Wszystko to odbywało się w miłej luźnej atmosferze przy dobrym wsparciu Alicji Klein.

Mam nadzieję, że podobne spotkania będą się jeszcze odbywały, ponieważ spełniają ważną rolę edukacyjną. Chciałbym żyć w społeczeństwie, w którym ludzie potrafią ze sobą rozmawiać.